w filmie "Urzeczona". Po prostu kunszt aktorstwa. Dorównała Peck'owi. Naprawdę cudownie się ich oglądało. Przyrównując jej udział w tym filmie do debiutu w "Casablance" wybrałabym jednak dzieło Hitchcock'a. Cudowna kobieta! :)
Każdy ma swoje spostrzeżenia na temat "najjaśniejszej" gwiazdy w danym filmie ^^ ja jednak uważam, iż oboje byli równocześnie błyskotliwi na ekranie :) Peck miał tu jednak szersze pole do popisu. Grał osobę chorą na amnezję, co jest bardzo trudne. Choroby psychiczne to trudny orzech do zgryzienia dla aktora. Ingrid jest cudowna w niemalże wszystkich filmach (łącznie z "Urzeczoną"), lecz tu musiała dorównywać Peck'owi. Możesz mieć inne zdanie ode mnie ;) Ogólnie podsumowując mam słabość do obojga. ;3
Niepamięć dobrze wychodzi Peckowi - w "Mirażu" również go dopadła i to z dobrym skutkiem :).
Niemniej Peck należy do aktorów, którzy nie wywarli na mnie nigdy piorunującego wrażenia, stąd pewnie mój brak entuzjazmu co do jego kreacji w "Urzeczonej". Jego ekranowe wcielenia, choć dobre, mnie nie urzekają - brak mu czaru, swobody, polotu, który cenię sobie u aktorów.
Ingrid najbardziej podobała mi się w "Stromboli. Ziemia Boga", wczoraj pierwszy raz mnie zawiodła rolą w "Gasnącym płomieniu" - zbyt grubymi kreskami narysowała swoją rolę - zabrakło finezji, wszystko było zbyt dosłowne.