Dziś zapoznałem się z "Za garść dolarów" - film jest chyba najlepszą częścią trylogii, chociaż Leone ma tutaj jeszcze nie do końca wyrobiony gust, ale film jest dynamiczny i zawiera sporo ciekawych sekwencji akcji. A sam Bezimienny to w ogóle genialna postać, definitywnie najlepsza rola Eastwooda obok "Brudnego Harry'ego". Muzyka Morricone - arcydzieło, muzyka, której brakowało westernom od zawsze. Możliwe, cześć pierwsza jest najlepszą częścią domniemanej trylogii, chociaż cześć druga przyćmiewa ją już profesjonalizmem, dopracowaniem w każdym szczególe i duetem Eastwood - Van Cleef. Ale z drugiej strony jest mniej akcji i więcej przestojów. Z kolei "Dobry, zły i brzydki" to dla mnie najsłabszy film Leone, takie zadławienie się marką.