Rzadko kiedy szerzej się wypowiadam na temat filmów, ale ten był świetny. Dlaczego?
Po pierwsze Louis de Funès jest obłędny w tej roli, doskonale odwzorywuje "fiksum dyrdum". Pokochałam jedną z ostatnich scen, w której dowiaduję się od swojej nowej służącej, że dziewczyna, która podawała się za jego córkę faktycznie nią jest, a on rozpoczyna ten "krótki spacer" w najbliższej przestrzeni.
Po drugie, wspaniała jest cała intryga, z początku na pozór niewinna, z każdą pojawiającą się postacią robi się coraz bardziej skomplikowana i wręcz przerysowana, ale przecież właśnie to nas tak w niej bawi.
Po trzecie, cały film wydaje mi się bardzo teatralny, dla mnie osobiście to duży atut. Zachowana jest zasada trzech jedności (miejsca, czasu i akcji), praktycznie wszystko dzieję się w jednym domu.
Jednak nie ma to jak francuska komedia