Po każdym filmie lubię sobie poczytać na co zwrócili uwagę inni widzowie.
Tu nic ciekawego nie wyczytałam, bo 70% komentarzy (co ciekawe, głównie pochodzących od mężczyzn) to ból pupy i uwieszanie się na "hollywood poprawności" i "woke". Serio nie jesteście w stanie zobaczyć w filmach już nic innego?
1. Rozumiem ból tego, że film nie spina się 1:1 z książką, ale kogo w ogóle dziwi, że film jest interpretacją książki, a nie jego 1:1 odtworzeniem? Tak, to oczywiście się może nie podobać. Ale bulwersowanie się jakby reżyser "nie miał prawa" nic zmieniać jest bezsensowną frustracją.
2. Naprawdę, tak ciężko dopuścić do siebie myśl, że reżyser mógł zmienić postać Zendayi/Chani bo może po prostu chciał? :D a nie żadne woke sroke? W książce jest silny wątek antyfundamentalistyczny. Imho w filmie on by nie wybrzmiał, gdyby zabrakło postaci która jasno kwestionuje, że to wszystko to nie żadne przepowiednie i magia, tylko ustawka. Dla mnie wątki "oni nas kontrolują przez te przepowiednie" były mega ciekawe. I to jak to się ścierało, z jednoczesnym pokazaniem, że wiara w przepowiednie daje lokalsom siłę do przetrwania.
Bardzo podobał mi się wątek, że lider rewolucji powinien pochodzić od Fremenów. I zawodzące, a jednocześnie prawdziwe to, że finalnie wygrywa "wielka polityka" i dobrze urodzeni, uprzywilejowani ludzie - finalnie oni rozstawiają pionki. Z drugiej strony Fremeni cały czas mieli tę siłę (liczebność, wybitny poziom w walce, znajomość własnego terenu) a bez lidera byli zmrożeni. I trzeba było tego lidera, który zjednoczy i południe i północ.
Jestem ciekawa jak reżyser pociągnie to dalej.