... zapewne jestem za głupi na tak "wyrafinowaną" produkcję ... cóż sztuka współczesna też podobno ma swoje grono odbiorców.
http://www.filmweb.pl/film/Arizona+Dream-1992-987/discussion/Do+wszystkich+tych% 2C+kt%C3%B3rzy+nie+doceniaj%C4%85+tego+filmu.,2809773 Zapraszam pod ten link do dyskusji, może przekonam Cię, że ten film to arcydzieło.
Nie będę dyskutował na temat tego filmu, bo wytrzymałem zaledwie 15 minut ... nie będę się wywnętrzał nad czymś, czego nie dam rady obejrzeć.
Żałuj, że obejrzałeś tylko 15 minut :) Wstęp z eskimosami oraz monolog o rybach mogą denerwować mniej cierpliwych, ale dalszym rozwojem akcji, film wynagradza widzowi to oglądanie. Piosenka przy napisach początkowych nie tknęła Cię do tego, by jednak przetrwać? Film w dalszej części wygląda całkiem inaczej niż na początku.
Nie masz podejścia do kina, lepiej usuń konto i zajmij się czymś mniej uciążliwym dla Ciebie, nie wiem hmmm: słuchaniem Popka? Oglądaniem Trudnych Spraw? Wiesz, coś na Twoim poziomie.
Co ciekawe ulegasz przeintelektualizowanym, wątpliwej jakości "dziełom" Kusturicy, a samemu zapraszając do dyskusji ... używasz argumentów sebixów z Pcimia. Chamem się urodziłeś, a to udawane uwielbienie do bohemy słomy z butów ci nie wyjmie !
Haha ale to Twoją codziennością jest codzienność "sebixów" jak widzę, a nie moją. Nie masz za grosz podejścia i wrażliwości do obcowania z kinem.
A Arizona Dream to nie jest wątpliwej jakości dzieło, tylko arcydzieło w najczystszej postaci. Po prostu trzeba nabyć w sobie umiejętność do poznawania rzeczy surrealistycznych, bo istnieniu tego nurtu w kulturze zaprzeczyć nie można. Jeśli przechodzi się obok dzieł Salvadora Dalego i mówi się, że jest to dno, tylko dlatego że się nie rozumie, to nie świadczy najlepiej o oceniającym. To Twój problem, ze nie zrozumiałeś "Arizony" nie problem reżysera czy filmu. Wbij to sobie do głowy, bo zdobywać się na uprzejmości wobec takich osobników nie zamierzam.
Najpierw naucz się poprawnie stawiać przecinki, bo póki co to ja bym musiał się zniżać do Twojego poziomu.
Problem w tym, że wstęp z eskimosami jest nadzwyczaj ciekawy w porównaniu do reszty filmu, i chętnie bym obejrzał ciąg dalszy. A to tylko sen..
Hm, a dla mnie wątek z eskimosami stanowi świetny wstęp i zakończenie. cudownie, że zostało to spięte klamrą, i że w obu wątkach można posłuchać In The Dead Car.
Po obejrzeniu filmu też wiele z niego nie zrozumiałem, dopiero po przeczytaniu entej recenzji skumałem ocb. Kluczem jest pojęcie symboliki w nim zawartej. Dla mnie niepotrzebnie ją zastosowano, sztuka dla sztuki.
Najgorsze jest to że za pisanie recenzji o tym filmie zabierają się osoby które a) nie potrafią pisać recenzji jako takich b) nie zrozumiały filmu; przez co można odnieść wrażenie że film jest bełkotliwy i bezkształny.
Wcale nie neguje, że znajdą się osoby, które po seansie doznają jakiś pozytywnych odczuć ... ale, ja do nich nie należę i ... podejrzewam, że żadna lektura tego zmieni.
Hahaha śmiałam się z komentarzy Jaroslaw16.... ja tez nie dałam rady tego obejrzeć i również wytrzymałam może z 10 min. I tez nie ubliżam temu filmowi bo skoro ma tak dobra ocenę na filmwebie to coś w tym musi być. Ale nie będę się zmuszać do obejrzenia czegoś co mi się nie podoba. I nie będę wnikać w recenzje itp tylko po to żeby później chwalić się tym jak bardzo rozumiem ten film. Bo nie rozumiem i nie mam zamiaru rozumieć ;)
"skoro ma tak dobra ocenę na filmwebie to coś w tym musi być"
To "COŚ" nazywa się snobizm. W tym filmie nie ma niczego interesującego poza piosenką "In the Deathcar". Sam wiele lat temu do niego zasiadłem spodziewając się czegoś rewelacyjnego, w końcu Depp, Dunaway to firmy nie lada. Wytrzymałem dłużej niż 10 minut, ale też do końca nie wytrwałem. Jeżeli twórcy filmu każą go sobie dowolnie, po swojemu interpretować, to znaczy, że kpią sobie z widza ewidentnie, bo takie filmy to i ja mogę kręcić hurtowo. Gdyby zamiast tej pary wystąpił jakiś nikomu nieznany Janusz Budzyński oraz nikomu nieznana Felicja Grześkowiak, a taką samą muzykę skomponował nikomu nieznany Józef Bąk, pies z kulawą nogą by na Filmwebie nie zwrócił na ten film uwagi.
Arizona Dream uwielbiam za jego klimat i kreacje aktorskie. To Ameryka widziana oczyma Europejczyka, zupełnie odczarowany mit american dream. Postaci są wspaniale zagrane, wyraziste, a do tego Kusturica świetnie przedstawił relacje między nimi. Dla mnie kilka scen to był śmiech przez łzy, i to połączenie groteski i dramatu w amerykńsko-meksykańsko-bałkańskim klimacie uważam za magię. To, że ten film trafił w mój gust nie oznacza, że mam super wyczucie i zmysł filmowy, bo np. zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć fenomenu Nicole Kidman. Ostatnio drugi raz obejrzałam Wielkie kłamstewka, aby zobaczyć ponownie jej kreację aktorską, i co? W dalszym ciągu jej rola nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, a dostała za nią deszcz nagród. Jest uwielbiana przez krytyków filmowych i jurorów. Dla mnie jej role są czasem dobre, ale w większości przeciętne. W porównaniu jednak z Lili Taylor, która w Arizona Dream zagrał Grace, czy chociażby rodaczkami Kidman takimi jak Naomi Watts czy Cate Blanchett, Nicole jest mocno przeciętna. Czy to oznacza, że się nie znam? Mam zły gust? Małą wrażliwość na sztukę? Trudno dyskutować o gustach i jeszcze je wartościować, chyba nie warto się nad tym zastanawiać, lepiej oglądać to co nam się porostu podoba.
o rany, Twoje słowa na temat Kidman - myślałam, że jestem jedyną osobą na świecie, która uważa podobnie.
Ja też myślałam, że coś się porobiło z moim gustem skoro nie potrafię się zachwycić jej aktorstwem. Ale cóż...miło, że ktoś myśli podobnie ;)
Nicole Kidman ma parę filmów, które mi się podobały, np Inni, Żony ze Stepford, Anatomia strachu, Za horyzontem. Kolor jej włosów mi nie przeszkadza, z buzi jest ładna.
Kino artystyczne -tego nie trzeba rozumieć. Wątpię, żeby sam reżyser potrafił wytłumaczyć o co mu chodziło robiąc film o niczym czyli zwykłe pierdu-pierdu.
Ale w tym tkwi zagadka - filmy o niczym albo są o niczym, albo przyjemnie, bądź bardzo przyjemnie się je ogląda, a wtedy okazuje się, że nie są o niczym. Do tych ostatnich zaliczam "Arizonę". Wiem, to kwestia gustu, ale chyba nie tylko. Może trzeba mieć np. jakiś dystans do życia, rzeczywistości, by taka bajkowość, fantazja, luz na ekranie, przymrużenie oka, się podobały? To nie jest film banalny, nie jest też nudny, więc przyznam się, że nie mogę zrozumieć tych, którzy polegli po 10-15 min. To też jest film dobrze zrealizowany, wyreżyserowany, gra aktorska jest dobra lub niezła, a muzyka dodaje uroku.
Myślę, że niektóre filmy się ceni, a niektóre warto nauczyć się doceniać. I nie chodzi o żaden snobizm. Emir jest specyficzny, może się nie podobać, ale nie wydaje mi się, by można było po nim jeździć. Tak, to jest kino artystyczne.
Odpowiedź do pierwszego posta:
Brawo, tkow, za bezkompromisową szczerość! Głupim gorąco polecam najnowszą płytę Cypisa "Czas się wieszać", a kto ma rozum niech liczbę bestii przeliczy, albowiem jest to liczba człowieka. Pozdrawiam!
Film ciekawy przez parę minut, ale potem tylko sceny robione pod publikę takie było kino lat 80-tych. Co tu powiedzieć. Depp niezły, ale miał lepsze role jak ,,Edward Nożycoręki''. Film taki sobie, dużo dłużyzny, ale jakieś przesłanie było, ale ok.